Na dźwięk tego przezwiska jego wnętrzności wykonały obrót o 180 stopni.I właśnie wtedy wszystko stało się jasne.Pacjent i detektyw ,o którym prawie każdego dnia opowiadał mu Lestrade to jedna i ta sama osoba.Miał ochotę puknąć się w głowie.To było takie oczywiste.Jak mógł nie zauważyć pewnych podobieństw.Zmylić mogło go zachowanie mężczyzny które w żaden sposób nie przypominało tego opisywanego przez inspektora.Dwa oblicza...Skądś to znam.. Nie miał pojęcia co powiedzieć i z otwartą buzią wbił wzrok w ten cholerny szafir. Detektyw wchodząc do gabinetu myślał że wypuści telefon z rąk.Nie spodziewał się spotkać tutaj swojego lekarza.Oczywiście wiedział kim jest od samego początku.Greg wiele razy wspominał o swoim przyjacielu który rozpoczął pracę w St.Bart's. Patrząc teraz na niego ,jak układa sobie wszystko w całość,jak powoli zaczyna rozumieć było strasznie podniecające.Zauważył że doktor polubił go nawet bardzo zresztą z wzajemnością,ale nie prowokował go.Czekał aż ten sam się ujawni.
Lestrade,siedząc po drugiej stronie za biurkiem zadawał sobie tylko jedno pytanie.Czemu Sherlock patrzy na Johna wzrokiem mówiącym: wziąłbym cię na tym biurku,że dochodziłbyś co najmniej trzy razy,a Johnowi to w ogóle nie przeszkadza? Postanowił przyglądać się tej dwójce.Nagle Watson jakby ocknął się z transu wstał i wyciągnął rękę w kierunku bruneta.Cały komisariat zamarł.Każdy policjant zachodził w głowę jak zachowa się w tej sytuacji detektyw ,który od urodzenia ma wstręt do ludzi.Ku ich zdziwieniu ten ściągnął rękawiczkę i odwzajemnił uścisk.Sally miała ochotę krzyknąć.Blondyn uśmiechnął się promiennie jednocześnie besztając się w myślach bo przecież miał trzymać się od niego z daleka.Widać ciało i umysł nie współgrają prawidłowo.
-Ładnie to tak uciekać,nie podając imienia ani nazwiska?
Sherlock mrugnął do niego(Anderson złapał mdlejącą Donovan)
-Wiedziałem,ze się domyślisz,doktorku.
-Miałeś rację ,choć dotarło to do mnie jakieś pół minuty temu.
-Nie zauważyłem-rzucił Holmes wsuwając rękawiczkę z powrotem na dłoń.
-Bo jestem genialny.
-I kto tu jest Narcyzem?
John zaśmiał się cicho zauważając że cały komisariat przypatruje im się z ciekawością.Sherlock odchrząknął po czym zlustrował Watsona z góry na dół.
-I co wydedukowałeś?-szepnął lekarz
-Bardzo dużo-schylił się by powąchać jego kurtki.Przez ciało żołnierza przeszedł niesamowicie przyjemny dreszcz.
-Wcale nie powinno mnie to zaniepokoić,prawda?
-Ani trochę.
Detektyw wziął telefon w dłoń,przeczytał coś szybko i krzyknął:
-Kolejna sprawa.Cóż za ekscytujący dzień.Informacje prześlę ci później Greg,doktorku idziemy.
I wybiegł z holu,a John nie mając pojęcia dlaczego ruszył za nim.Było to niezwykłe uczucie.Znów, jak za dawnych czasów krew buzowała w żyłach,a mięśnie napięły czekając na akcję.Na dole dołączył do Holmesa i razem wsiedli do taksówki.Patrząc na trasę przejazdu John zrozumiał.
-Jak się czujesz?
-Bardzo dobrze,rana się goi.
-Nie ma żadnej sprawy ,prawda.
-Zgadłeś.
-Jedziemy do ciebie?
-Tak.
Ta krótka wymiana słów zdążyła w jednej sekundzie przyspieszyć jego puls o 100 %.Tak bardzo chciał poznać mężczyznę i pomimo że wcześniej pasowały mu tylko przezwiska teraz pragnął więcej.Modlił się tylko w myślach,żeby detektyw nie słyszał jak serce obija się o żebra.Gdy dojechali na miejsce żołnierz zatrzymał się przed wejściem przypominając sobie jak wczoraj leżał na dachu i celował w tę bujną czuprynę.Sherlock od razu zauważył jego zachowanie i pod wpływem impulsu złapał go za rękę prowadząc do środka.W przedpokoju przywitała ich ciepło Pani Hudson ,właścicielka domu i odwieczna przyjaciółka Holmesa.Z pewnym błyskiem w oku spojrzała na jego towarzysza po czym wróciła do pieczenia ciasteczek.
Mieszkanie Sherlocka było miłe i przytulne.Przy kominku stały dwa fotele ,na przeciwko stół i krzesła a za nim duża zielona kanapa.Na lewo od kominka znajdowała się kuchnia zawalona probówkami,szalkami,odczynnikami i innymi dziwnymi rzeczami.John usiadł w mniejszym fotelu nie mogąc doczekać się rozmowy z pacjentem.Teraz kiedy zdobył troszkę więcej informacji może zadawać pytania.Detektyw zajął miejsce na przeciwko niego podając mu kieliszek z czerwonym winem.Pamiętał jak doktor wspominał że to jego ulubione.
-A więc moim pacjentem był wielki Sherlock Holmes,jedyny na świecie detektyw konsultant.Dlaczego tak długo to ukrywałeś?
Brunet zawahał się.Bał się odpowiedzi na to pytanie.Wiele w swoim życiu doświadczył,wiele złego ze strony ludzi których uważał za przyjaciół.Ale czuł,że Watsonowi może zaufać w stu procentach.
-Bo widzisz,kiedy Greg opowiedział mi o tobie,byłem pewny że o mnie też już co nieco słyszałeś.A moja reputacja na komisariacie jest dość wątpliwa zresztą wiem jakie mają o mnie zdanie.Obawiałem się,że możesz także zacząć tak myśleć.Dlatego chciałem byś poznał mnie,a nie Sherlocka Holmesa,socjopatę i nekrofila.Prawdziwego mnie ,którego do tej pory nikt nie znał.
John przełknął ślinę.Ta wypowiedź poruszyła go do tego stopnia,że miał ochotę wstać i przytulić mężczyznę.Nie spodziewał się że w tak krótkim czasie można przywiązać się do człowieka nie wyobrażając dnia bez niego.Bo on właśnie tak się czuł.Zaufał mi...kiedy ja sam nie potrafię sobie zaufać...kim jesteś i gdzie byłeś całe moje życie.
-Cieszę się,że to ja jestem tą wyróżnioną osobą.Korzystając z okazji chciałem ci podziękować.Za nauczenie mojej nogi spełniać swoją funkcję nie używając laski,za pokazanie mi kim tak naprawdę jestem i za wprowadzenie trochę kolorów do mojego szarego świata.
Czy on powiedział że pokolorowałem jego świat?Czy on mi dziękuje?Czemu moje serce tak wali?Czemu nie mogę skupić się na niczym? I do cholery czemu tracę oddech kiedy na niego patrzę?
Myśli wirowały mu w głowie ,zamykając wszystkie drzwi pałacu pamięci.Zostawiły tylko jeden pokój.Ten przeznaczony dla Johna.Tak,John otrzymał swój własny,osobny pokój w jego umyśle.Nawet Mycroft takowego nie ma.To było niesamowite odczucie.Pierwszy raz w życiu przebywał w jednym pomieszczeniu z kimś dłużej niż 5 minut nie mając ochoty go udusić. Niespodziewane.Zaskakujące. Nagle w kieszeni żołnierza zaczął wibrować telefon.Mężczyzna zacisnął dłoń na oparciu fotelu,a po chwili roztrzaskał telefon o ścianę.Drugi raz w tym tygodniu.
-Pewnie już dawno to wydedukowałeś,możliwe że nawet przede mną-odchrząknął próbując opanować gniew.
-Przepraszam,może powinien ci powiedzieć ale nie wiedziałem jak...i..
John pochylił się w jego stronę.
-Nie,nie obwiniaj się.Prędzej czy później wreszcie by do mnie dotarło,że moja narzeczona mnie zdradza.
Ledwo przeszło mu to przez gardło.Ale nie dlatego,ze był wściekły czy zły.On był zaskoczony.Bo przecież normalny facet wkurzyłby się,załamał, a on był nawet,w pewnym sensie szczęśliwy.W końcu nie czuł wyrzutów sumienia rozmawiając z detektywem.Pierwszy raz w życiu czuł się całkowicie wolny.Sherlock powstrzymał swoje usta,by się nie uśmiechnęły,pomimo iż cholernie się cieszył.Już dawno chciał uświadomić doktora,jednak reszta człowieczeństwa w jego sercu powstrzymała go.Normalnie nie zawahałby się,ale tu chodziło o Johna.O Johna na którym mu cholernie zależy.Tamtego wieczoru uciekł ze szpitala,by poukładać sobie w umyśle całą tę pokręconą sytuację.To się może wydać dziwne ,ale nigdy nie musiał zastanawiać nad swoją orientacją.W podstawówce,gimnazjum a potem liceum był raczej typem samotnika.Zajmował się swoimi sprawami,nie wchodził nikomu w drogę,trzymał się na uboczu.Czasami rówieśnicy odbierali to odwrotnie.W dorosłym życiu było o wiele łatwiej.Mógł schować się pomiędzy cztery ściany i wychodzić tylko gdy Lestrade dzwoni.Prawdę mówiąc to właśnie tak wyglądało jego życie aż nie poznał Johna.Nie był hetero,ale nie był też homo.Określał swoją jednostkę jako odbiegającą od schematu który ktoś kiedyś stworzył.Był jedyny w swoim rodzaju oraz doktor był jedyny w swoim rodzaju.Czyżby przeznaczenie?
-Tak więc,aktualnie nie mam dachu nad głową bo mieszkanie należy do niej,ubrania zostały w domu,aa i pewnie straciłem też pracę..-powiedział Watson opróżniając kieliszek.
-Właściwie to pani Hudson ma wolny pokój na górze,podzielimy się czynszem,po ubrania możemy pojechać radiowozem na sygnale,a o pracę się nie martw,przecież mam brata w zarządzie-oznajmił Holmes ciepło uśmiechając się do kobiety która właśnie weszła do salonu z talerzem pełnym ciastek.
-Kochany tutaj masz klucze do pokoju,domyślałam się że zostaniesz u nas dłużej.Sherlock tyle mi o tobie opowiadał...-mrugnęła porozumiewawczo do doktora na co brunet przewrócił oczami.
-Dziękuję,już czuję się jak w domu-dodał John rozpływając się kosztując ciasteczka-Boże,ta kobieta powinna zostać świętą za samo gotowanie.
-Też tak uważam.
Pod wieczór John podjechał taksówką pod mieszkanie Lucy,tłumacząc Holmesowi że radiowóz to lekka przesada.Otworzył drzwi kluczem po raz ostatni,wszedł na przedpokój bez słowa kierując do ich wspólnej sypialni.Spod łóżka wyciągnął walizkę i zaczął wrzucać do niej ubrania,czasopisma,wszystko co należało tylko do niego.Po spakowaniu rzeczy skierował się do salonu,by w końcu po tylu miesiącach odbyć tę rozmowę.Wiedział że i tak długo z tym zwlekał.Ku jego zdziwieniu w pomieszczeniu siedzieli jego teściowie,rodzice oraz zapłakana Lucy.Gdy stanął w drzwiach kobieta rzuciła mu się na szyję chlipiąc:
-Ty żyjesz! Tak się bałam.
John lekko zdezorientowany odsunął ją od siebie podchodząc do okna.Na dole przy samochodzie stał Sherlock wpatrując się w niego.Ten widok dodał mu odwagi.Policzył w myślach do 10 po czym zaczął:
-Naprawdę,a nie byłoby ci wygodniej?! No wiesz, mogłabyś w końcu przyprowadzić swojego kochanka do nas do domu,a nie pieprzyć go w hotelu.
Teść gwałtownie wstał po czym krzyknął:
-Co ty wygadujesz? Moja córeczka nigdy by czegoś takiego nie zrobiła.
John prychnął.
-Najwidoczniej nie znasz swojej Lucy-spojrzał na nią-Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?! Myślałaś że jestem takim kretynem i się nie dowiem!
Dziewczyna oparła się o ścianę,nerwowo zakładając włosy za ucho.
-A więc to prawda!?-zawołała Martha patrząc z odrazą na już byłą synową.
-Tak,prawda! A co? Miałam na wieki wieków żyć z kaleką?! Harold jest przynajmniej przystojny i rozumie moje potrzeby!
-Dziecko,co ty mówisz?-wyjąkała jej matka.
-Spokojnie,opanujmy nerwy,jeszcze wszystko można naprawić,dogadacie się i za dwa tygodnie weźmiecie ślub.-oświadczył ojciec dziewczyny.
-Słucham?! Pan się słyszy?!Nie będzie żadnego ślubu,no na pewno nie ze mną,ale może Harold się skusi-rzucił John chwytając walizkę.
-Zapłacę ci, ile chcesz? Sto tysięcy,dwieście...-zaczął pan Wellman jednak w tym samym momencie do pokoju wszedł wysoki brunet.Spojrzał na Johna biorąc od niego walizkę.
-Gotowy?
-Przepraszam bardzo kim Pan jest?!-zawołała Lucy
Sherlock słodko uśmiechnął się kłaniając nisko.
-Pani wybaczy,moje nazwisko Holmes i jestem pacjentem Johna,a od tej chwili współlokatorem.A teraz wychodzimy by utopić swoje smutki w wódce.Do widzenia.
Wysiadając z samochodu przed Baker Street żołnierz zatrzymał się w drzwiach.
-Kiedy przekroczę ten próg wszystko się zmieni,zostawię przeszłość za sobą ,stanę się zupełnie kimś innym.
Sherlock podszedł do niego i chwycił mocno za rękę.
-Nie zmienisz się,bo ci na to nie pozwolę.
Watson uśmiechnął się najszczerzej jak tylko potrafił.Wchodząc do salonu poczuł ogromną ulgę,był wreszcie wolny,sam decydował o swoim losie,był niezależny.Po tygodniu mieszkania na Baker Street był tak samo szczęśliwy jak na początku.Nic się nie zmieniło.Oparty o framugę wpatrywał się w wschód słońca.Jakieś parę sekund temu wraz z Sherlockiem wrócił z baru gdzie świętowali urodziny Grega.Tej nocy wypili bardzo dużo gdyż po schodach wchodzili na czworaka przez godzinę.Watson słysząc kroki za plecami odwrócił się wpadając w ramiona detektywa.
-Jestem taki szczęśliwy-wymruczał tuż przy jego uchu.
-Wiem.
-I totalnie pijany.
-To też wiem.
-A więc ,skoro już jestem totalnie nawalony to wreszcie mam odwagę ci to powiedzieć-wplątał palce w czarną czuprynę,a drugą dłoń przyłożył do nagiej piersi Holmesa.
-Zachwycasz mnie Sherlock,każdego dnia,każdej godziny,minuty i sekundy.Budząc się dziękuję Bogu że cię spotkałem,że mam prawo przyglądać się Tobie przy pracy,obserwować,bo jesteś wyjątkowy i wspaniały ..i wiem,ba ,jestem pewien że nie znajdę słów by opisać co do siebie czuję.To nie jest miłość,to coś o wiele więcej-spojrzał mu głęboko w oczy-Boże,jak ja uwielbiam ten cholerny szafir.I nawet nie wiesz jak wielką mam ochotę żeby cię w tej chwili pocałować,ale w tym stanie to nieodpowiednie.Więc..-dźgnął go palcem w pierś,pociągnął nosem i skierował się do swojego pokoju.Nie zdążył wejść na schody,gdyż został gwałtownie przyszpilony do ściany i jego wargi zostały dosłownie zmiażdżone pocałunkiem.Watson jest zaskoczony jak szybko smukłe dłonie bruneta owijają się wokół jego nadgarstków , unosząc je nad głowę.Czuje jak ciało Holmesa jest coraz bliżej,napiera na niego a on mu się poddaje.Dlatego że zawsze o tym marzył.Dlatego że to coś więcej.Dlatego że pragnie więcej.Dlatego ,że się zakochał.